Praca z drugim człowiekiem do najłatwiejszych nie należy. Trener piłki nożnej podczas przekazywania wiedzy swoim podopiecznym, podnoszenia ich umiejętności, wychowywania musi stale mierzyć się z wieloma problemami i brać pod uwagę dziesiątki, a nawet setki czynników. Nauczający bardzo rzadko może powiedzieć, że coś jest czarne lub białe albo że dwa plus dwa równa się cztery. Najczęściej spotykane są odcienie dwóch wspomnianych wyżej barw, a z przytoczonego równania matematycznego raz wychodzi trzy, a raz pięć. Dlatego w takim środowisku pracy występuje wiele dylematów (gr. dilemma = ’
- Trenować w większości „lepszą”, „słabszą” nogę czy obydwie naraz. Lateralizacja jest to preferowanie używania jednej strony ciała do postrzegania otoczenia lub wykonywania danej czynności. Może dotyczyć ręki, nogi, oka, ucha. Niezbyt dużo pamiętam z okresu kiedy studiowałem wychowanie fizyczne na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, ale to akurat wyryło mi się w pamięci. Nie wiem już na jakim przedmiocie, ale któryś z wykładowców powiedział, że aby skuteczniej trenować stronę „słabszą”, trzeba dany element umieć wykonać kończyną „lepszą”. We fragmencie książki pt. ” Liczy się zespół. Louis van Gaal ” zostały przytoczone badania przeprowadzone w Niemczech na lewonożnych zawodnikach. Proszono ich o oddawanie strzałów tylko prawą nogą. W rezultacie po trzech miesiącach treningów prawa stopa stała się sprawniejsza o 3 procent, ale osiągnięcia lewej spadły o 30 procent. Temat ten poruszałem także w rozmowach z hiszpańskimi trenerami. Według nich na treningach należy koncentrować się przede wszystkim na nodze wiodącej, a wolny czas wykorzystywać na doskonalenie kończyny, którą jesteśmy w stanie zrobić mniej. Myślę, że to ostatnie zdanie jest najlepszym rozwiązaniem opisywanego dylematu.
- Trzymać zawodnika czy oddać do innego klubu. Bez względu na jakim poziomie byśmy nie pracowali, to zawsze w danej grupie zawodników będzie znajdować się jednostka wybijająca się. Sport opiera się na rywalizacji, a ona związana jest z wynikiem sportowym i czy tego chcemy czy nie większość osób patrzy przez jego pryzmat. Należą do nich także trenerzy, a wiadomo, że wyższe prawdopodobieństwo pozytywnego wyniku zapewniają najlepsi zawodnicy. Dlatego wielu trenerów woli zostawić ich w swojej drużynie i wygrywać niż przekazać dalej, aby rozwijali swoje umiejętności. Świadomy, posiadający pewne doświadczenie szkoleniowiec będzie w stanie zauważyć czy wybijający się gracz ma odpowiednie środowisko do efektywnego rozwoju. Jeśli zmusza go ono do pracy na najwyższych obrotach i odpowiednio motywuje, to wszystko jest w porządku i zawodnik może dalej przebywać w danym otoczeniu. Jeśli jednak trener widzi, że piłkarz wykonuje skutecznie działania, na które z lepszym przeciwnikiem nie mógłby sobie pozwolić (np. drybling pomiędzy 3-4 rywalami), nie jest do końca zmotywowany, pracuje na pół gwizdka, to czas na poszukanie mu nowego środowiska, które zapewni nowe, silniejsze bodźce rozwojowe.
- Trenować jeden czy kilka elementów na raz. Trener musi wiedzieć co zawodnik ma na danych zajęciach trenować. Nie może zwracać uwagi na wszystko, tylko na konkretne, pojedyncze elementy. Dla najmłodszych będzie to jedna rzecz, dla graczy starszych dwie, może trzy. Więcej spowoduje, że uwaga zawodnika będzie podzielona na zbyt wiele części, co spowoduje spadek efektywności nauki. W klubie pracowaliśmy w blokach miesięcznych, czyli przez 4 tygodnie zajmowaliśmy się jednym zaleceniem treningowym. Jednak w połowie cyklu zaczynaliśmy zauważać znużenie dzieci powtarzaniem w koło tego samego, mimo że staraliśmy się stosować różne gry. Po lekturze „Włam się do mózgu” Radosława Kotarskiego i przedstawionej w niej metodzie „Króla boksu” postanowiliśmy trochę zmienić nasz plan. Teraz przeplatamy zalecenia w treningach np. jednego dnia pracujemy nad elementem ofensywnym, drugiego nad defensywnym. Wydaje się, że to zdaje egzamin dużo lepiej. Nie podajemy zawodnikom przed zajęciami ich tematu więc w nowym systemie są ciągle zaskakiwani czymś nowym. A tak stymulowany mózg uczy się skuteczniej co potwierdzają przytoczone badania w ww. książce (którą polecam przeczytać).
- Trener uczestniczący czynnie w treningu czy nie (udział w grach). Od czasu do czasu pojawiają się sytuacje, że mamy grę „skrojoną” na 15 zawodników (np. 7v7+ 1 zawodnik) neutralny, a na treningu pojawia się ich 14. Jeśli chcemy, żeby ona odbyła się zgodnie z planem, to musimy znaleźć dodatkowego zawodnika. Jeśli:
- Trener jest sam na zajęciach, nie powinien uczestniczyć aktywnie w ćwiczeniach, w których chce swoich podopiecznych czegoś nauczyć. Szkoleniowiec potrzebuje wtedy koncentracji i pozycji do obserwacji z zewnątrz. Natomiast w przypadku „luźnej” gry, odbywającej się, aby zawodnicy czerpali z niej po prostu radość, rola trenera nie jest tak bardzo istotna i może on w niej brać udział.
- Na treningu jest trener i asystent, to jeden z nich, bez względu na rodzaj ćwiczenia, może czynnie uczestniczyć ponieważ drugi będzie mógł obserwować grających zawodników zza boiska.
Będąc w Hiszpanii słyszałem jeszcze jedną historię dotyczącą opisywanego dylematu. Trener uczestnicząc w zajęciach spowodował kontuzję zawodnika, który był wyceniany na 1 mln euro. Nie wiem czy jest to opowieść prawdziwa, ale na pewno pokazuje, że taka ewentualność jest realna, należy być jej świadomym i brać ją pod uwagę.
- Podać rozwiązanie czy czekać aż zawodnik sam je znajdzie. Jeśli chcemy, aby zawodnik trwale się czegoś nauczył, to powinien sam dojść do rozwiązania problemu. Podając mu gotowiec od razu bądź po popełnieniu przez niego pierwszego błędu, skutecznie go wyręczamy w procesie uczenia się. Oczywiście nie każdy trenujący znajdzie rozwiązanie sam. Zrobią to bardzo nieliczni, większa grupa również to osiągnie, ale będzie musiała zostać naprowadzona przez trenera (np. pytaniami), a tym najmniej inteligentnym boiskowo, będzie trzeba podać rozwiązanie na tacy. Jednak zanim do tego dojdzie obowiązkiem nauczyciela jest dać dziecku czas na to, aby podjęło samodzielnie działanie, poniosło kilka porażek (co jest najtrudniejsze do zaakceptowania przez osoby dorosłe) i spróbowało wyciągnąć wnioski. Dopiero na samym końcu, gdy samodzielnie nie będzie w stanie sobie poradzić, powinna pojawić się pomocna dłoń trenera.
- Szkolić czy ściągać zawodników. Wszystko zależy od miejsca jakie zajmuje dana organizacja w hierarchii szkolenia. Mały, grassrootsowy klub będący częścią szerokiej podstawy piramidy powinien skoncentrować się na szkoleniu. Rolą trenerów pracujących w takich miejscach jest jak najlepiej rozwinąć potencjał dzieci, które tam trenują, aby w pewnym momencie oddać wybijające się jednostki do większego, bardziej utytułowanego klubu (patrz punkt 2). Jeśli natomiast mówimy o czubku piramidy, o dobrze zorganizowanych akademiach z dużymi budżetami i rozbudowanymi sztabami szkoleniowymi, to ich rolą jest przede wszystkim grupować zawodników o ponadprzeciętnych umiejętnościach i stwarzać im warunki do rywalizacji na jak najwyższym, osiągalnym (a czasami nawet nie) dla nich poziomie. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby zawodnicy na każdym etapie swojego rozwoju byli pod opieką najlepszych trenerów, ale rzeczywistość nie wygląda tak pięknie. Dlatego samo środowisko treningowe i możliwość rywalizacji na najwyższym poziomie w kraju i za granicą będzie według mnie dużo bardziej rozwijająca niż trening z najlepszym szkoleniowcem w mało wymagającym środowisku.
- Pozycje czy gra bez pozycji. Wszystko zależy od tego, co chcemy osiągnąć i z kim rywalizujemy. Ten dylemat został rozwiązany w napisanym przeze mnie tekście Wynikowiec czy szkoleniowiec? 4 wersje tej samej drużyny.
- Zawodnik powinien trenować/rywalizować na swoim poziomie, z lepszymi czy z gorszymi od siebie. Powinniśmy dążyć do tego, aby dzieci przez większość czasu trenowały w grupie lub rywalizowały z przeciwnikiem o zbliżonych umiejętnościach, bo tylko częste przebywanie w okolicach swojego maksimum pozwoli podnosić poprzeczkę coraz wyżej. Jednak nie jest tak do końca. Wiele dzieci potrzebuje co jakiś czas słabszego przeciwnika, aby nastrzelać mu bramek, przetestować zwody, uruchomić kreatywność i spróbować czegoś nowego. Wszystko po to, aby zbudować pewność siebie, która przyniesie niesamowite profity na wyższym poziomie i w starszym wieku. Jak zawsze zdarzą się wyjątki, jednostki, których pewność siebie od samego początku będzie na wysokim poziomie i nawet przy przeciwniku o wysokich umiejętnościach nie będą bać się próbować. Sytuacja powinna zmieniać się wraz z upływającymi latami. Im zawodnik starszy, z większą świadomością i odpowiednio budowanym zaufaniem do swoich umiejętności, tym tych łatwiejszych rywalizacji powinien mieć coraz mniej.
- Odrzucać czy trzymać. Nie każde dziecko musi trenować piłkę nożną. Po tym dosyć jednoznacznie brzmiącym stwierdzeniu czas na wyjaśnienie. Oczywiście ważny jest poziom, o którym mówimy. W akademiach stale selekcjonujących dzieci bardzo trudno jest trzymać zawodnika, jeśli gdzieś na horyzoncie działy skautingu co i raz wynajdują konkurentów o wyższych umiejętnościach. Tym bardziej, że liczba miejsc w zespole jest ograniczona. Oczywiście zawsze warto jest dać dziecku trochę czasu nawet jeśli jego rozwój przystopował, ponieważ wiem z doświadczenia, że młodzi gracze często rozwijają się falowo. Jednak na tym polu zdarzały się i zdarzać się będą spektakularne pomyłki. Można przytoczyć chociażby przykłady Cesca Fabregasa czy Gerarda Pique, których FC Barcelona pozbyła się zbyt szybko, a później odkupowała za ogromne pieniądze.
W mniejszych klubach sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Rzadko, który z nich ma określoną liczbę zawodników w drużynie. Przyjmują one większość chętnych. Dzieje się tak głównie z powodów finansowych. Przy braku zewnętrznego finansowania muszą zadbać o swój byt, a większa liczba graczy, to więcej opłat od rodziców. Ciężko zatem podjąć decyzje o usunięciu dziecka, narażając klub na dziurę budżetową. Z drugiej strony jeśli, któreś dziecko ewidentnie nie jest w stanie podporządkować się (przede wszystkim wychowawczo) zasadom panującym w klubie, to warto przekierować je na inny sport np. indywidualny, który w tym przypadku może być lepszą alternatywą.
Warto zwracać uwagę także na to czy piłka nożna jest pasją dziecka. Jeśli na początku nie jest, to jeszcze nic straconego, można ją rozbudzić. Gdy jednak to się nie uda, to wtedy możemy być pewni, że prędzej czy później samo zrezygnuje. - Bawić czy uczyć. „Zawodnik trenując piłkę nożną musi się dobrze bawić.” „Bawić to się można na placu zabaw, aby osiągnąć wysoki poziom dzieci powinny od najmłodszych lat poważnie trenować.” Co jakiś czas podobne dyskusje i spory dwóch przeciwstawnych spojrzeń przetaczają się przez internet. A według mnie wszystko znowu rozbija się o założenia. Nie ma nic złego w tym, jeśli ktoś otwiera klub z zamiarem zabawy z dodatkiem futbolówki. Nie każdy ma rozległą wiedzę i umiejętności, aby uczyć gry w piłkę nożną, ale może mieć super kontakt z dzieciakami, potrafi je zmotywować i zarazić pasją… Nie widzę też problemu, jeśli profesjonalna akademia od czasu do czasu wykorzystuje w treningu zabawy.
Problem leży w tym, że mało kto wyjeżdża za granicę podpatrywać kluby grassrootsowe. Często wizytujemy topowe miejsca, w których szkoli się zawodników, a ich realia nijak się mają do naszych. Podczas takiej wizyty widzimy wyselekcjonowane dzieci, których rozumienie gry pozwala na branie udziału w dużo bardziej zaawansowanym treningu i na tej podstawie wyrabiamy sobie zdanie, że za granicą uczą a nie bawią. A tak nie jest. Za granicą też są dzieci o mniejszych umiejętnościach i też się bawią. Oczywiście jeśli w naszym kraju powstawałyby tylko „zabawowe” kluby, to pewnie na dobre by to nam nie wyszło, ale jeśli zachowana jest zdrowa proporcja, to jest to jak najbardziej w porządku. - Rozciągać czy nie rozciągać, schładzać czy nie schładzać.
Słowem wstępu szybko przypomnijmy, że wyróżniamy z grubsza dwie formy rozciągania: statyczne i dynamiczne. To pierwsze polega na przybraniu nieruchomej pozycji, w której interesujący nas mięsień wydłuża się i wytrzymaniu w niej określonego czasu np. przyciągnięcie i przytrzymanie pięty przy pośladku. W drugim, wykonywany przez nas ruch sam w sobie wymusza rozciągnięcie mięśnia np. dwugłowego uda poprzez wymach prostej/ugiętej nogi w przód. Co mówią badania?
Rozciąganie statyczne nie powinno być używane w treningu piłki nożnej (ewentualnie po nim indywidualnie, w miarę znajomości swojego organizmu i potrzeb). Obniża ono siłę mięśni i negatywnie wpływa na wyniki sportowca. Nie podnosi temperatury mięśni i nie zmniejsza ryzyka wystąpienia kontuzji. Rozciąganie dynamiczne natomiast rozgrzewa, poprawia elastyczność mięśni i ma pozytywny wpływ na osiągane rezultaty. Zaleca się więc stosowanie go przed treningami czy meczami.
Jeśli chodzi o wyciszenie organizmu po treningu, to kolejny raz odwołajmy się do świetnej infografiki stworzonej przez YLMSportScience na podstawie artykułu, którego autorem jest Bas Van Hooren. Tekst został napisany po przeanalizowaniu dziesiątek badań naukowych.
Na żółtym tle macie wiele hipotetycznych korzyści jakie daje aktywne wyciszanie organizmu po wysiłku. Bazując więc na dostępnej w tej chwili wiedzy, badania naukowe potwierdzają tylko nieliczne z korzyści i to w nieznacznym stopniu. - Trenować więcej ale słabiej czy mniej ale mocniej (dotyczy dzieci). Gdy mówimy o zajęciach w klubie, to jeśli naszym celem jest przygotować zawodnika do profesjonalnego uprawiania piłki nożnej, to w pierwszych latach treningu dla mnie zdecydowanie w grę wchodzi druga opcja – czyli mniej a mocniej. Przez mocniej rozumiem jakość treningu (pilnowanie dynamiki, koncentrację itd.), aby dzieci tworzyły środowisko na pograniczu swoich możliwości, a nie pracę fizyczną z obciążeniami zewnętrznymi. To nie znaczy też, że aby coś osiągnąć dziecko powinno trenować mało. Jednak spędzanie czasu z futbolówką poza treningami powinno odbywać się według więcej a słabiej tzn. dużo luźnej, radosnej gry podwórkowej bez dorosłych czy po prostu spędzanie czasu z piłką np. żonglerka, „warszawiak”, uderzanie do bramki, odbijanie o ścianę.
- „Stać” czy biegać. Według mnie w Polsce mamy bardzo duże problemy z nauczeniem odpowiedniej struktury kiedy nasz zespół znajduje się przy piłce. Przyczyn tego stanu rzeczy jest na pewno wiele więc zostawmy je na kiedy indziej. Faktem jest, że polscy zawodnicy nie są w swoich poczynaniach ekonomiczni. Podają piłkę, biegną za nią, stosują liczne obiegnięcia wtedy kiedy są one niepotrzebne, rotują się. W ten sposób powstają na boisku dziury, które nie pozwalają na dobre i skuteczne przemieszczanie futbolówki. Dlatego też jeśli przyjrzycie się polskim zespołom grającym w ekstraklasie czy eliminacjach europejskich pucharów, to zauważycie wielką wyrwę na pozycji numer 6 (defensywnego pomocnika) i bardzo małą ilość podań do centralnych graczy. Wszystko ma swój początek już w najmłodszych latach kiedy my trenerzy nie zwracamy na to uwagi (bo często mamy o tym małe pojęcie), a już na poziomie piłki seniorskiej dziwimy się, skąd biorą się takie różnice. Od dziesięcioleci mówimy o przygotowaniu fizycznym, polskie konferencje szkoleniowe są zawsze wypełnione tymi tematami, a osiągnięcia polskiej piłki klubowej są coraz gorsze. Jestem zdecydowanym zwolennikiem tego, aby biegać tylko wtedy kiedy zajdzie taka potrzeba np. zbiegam do kolegi z piłką kiedy jest atakowany, w innym przypadku staram się znaleźć najlepszą linię podania w miejscu, w którym jestem lub nawet dalej. Im więcej zawodnik rozumie w grze, tym efektywniej będzie poruszał się na boisku.
Jako że nie jestem przesądny kończę na trzynastu. Osobiście bardzo nie lubię tego uczucia zagubienia, które wraz ze zdobywana wiedzą i doświadczeniem towarzyszy mi niestety coraz częściej. Kiedy już myślę, że uporałem się z pewnymi rzeczami i będzie trochę łatwiej, to na horyzoncie pojawiają się kolejne, które powodują „ból” głowy.
Dlatego za jakiś czas będę pewnie musiał napisać drugą część tego artykułu, bo pojawią się w mojej przygodzie z piłką nożną nowe dylematy, które będę musiał rozwiązać. Tak będzie prawdopodobnie do końca moich dni w tym zawodzie. Wierzę jednak, że po przeczytaniu powyższych punktów, życie każdego trenera stanie się choć trochę łatwiejsze.
Jeśli masz jakieś pomysły (dylematy), to jak zwykle wpisuj je w komentarze. Daj również znać gdy popierasz lub nie zgadzasz się z czymś co napisałem.
Pamiętaj, że moją rolą jest zmusić do refleksji, a nie narzucać swoje zdanie. Jeśli rozbudziłem Twoją ciekawość, to przeczytaj inne moje teksty:
Komunikacja – konkret czy bicie piany? 17 zbędnych odzywek
12 różnic między hiszpańską a polską piłką nożną
11 rzeczy, których nauczył mnie zawód trenera
„Podaj!” – podpowiedzi a kreatywność. 10 wniosków dla trenera.
Świetny artykuł. Skłania do refleksji i i otwiera drogę kolejnym “dylematom”…
Jedno zagadnienie przykuwa moją uwagę bardziej niż inne. Mianowicie 13. „Stać” czy biegać.
Od dłuższego czasu zadaję sobie pytania o mobilność moich zawodników, a nawet całego zespołu. Jak sprawić, by chociaż fragmentami futbolówka była w stanie przemieszczać się pomiędzy sektorami; by chociaż fragmentami dało zauważyć się tę tak upragnioną “inteligencję boiskową”…? Jak sprawić, by zawodnik pokonywał tylko tyle metrów ile jest mu potrzebne…? Wiem, że całe zagadnienie 13. wymaga głębszej refleksji i składa się na nie bardzo dużo czynników. By uzyskać odpowiedzi wydaje mi się, że należy zahaczyć również o poziom “inteligencji ogólnej” danego zawodnika. Osoba bardziej bystra, mądrzejsza, z bardziej rozwiniętymi zdolnościami antycypacji czy bardziej kreatywna, będzie w moim odczuci z większą łatwością rozwiązywać “boiskowe łamigłówki”.
“Według mnie w Polsce mamy bardzo duże problemy z nauczeniem odpowiedniej struktury kiedy nasz zespół znajduje się przy piłce. Przyczyn tego stanu rzeczy jest na pewno wiele więc zostawmy je na kiedy indziej. Faktem jest, że polscy zawodnicy nie są w swoich poczynaniach ekonomiczni. Podają piłkę, biegną za nią, stosują liczne obiegnięcia wtedy kiedy są one niepotrzebne, rotują się. W ten sposób powstają na boisku dziury, które nie pozwalają na dobre i skuteczne przemieszczanie futbolówki.”
O ile to możliwe to proszę, byś w wolnym czasie rozbudował nieco bardziej dylemat no 13. Może na tym skorzystać wielu trenerów 😉