Tytułowy dylemat pojawia się w życiu każdego z nas (no może prawie każdego, ponieważ są jednostki, które nie chcą robić nic i mają do tego prawo). U jednych dzieje się to prędzej, u innych później, niektórzy wiedzą od najmłodszych lat czemu chcą się poświecić i dążą do tego z całych sił, a część z nas nie potrafi jednoznacznie określić czego pragnie i zaczyna panikować, gdy wielkimi krokami zbliża się koniec edukacji. Ja należałem do tej ostatniej grupy, z tą jednak różnicą, że zbytnio się nie denerwowałem. Dlaczego tak było? Wytłumaczę Wam to poniżej.
Trochę dziwnie się czuję piszą słowa uderzające w moje ego, ale przyszedł czas, żeby to z siebie wyrzucić, zrobić pewnego rodzaju katharsis i przyznać się przed samym sobą oraz przed Wami, jak żyłem. Ta „spowiedź” ma jeszcze jeden cel, ustrzec Was przed błędami, które sam popełniłem.
Wychowałem się w domu, w którym niczego mi nie brakowało. Miałem zapewnione podstawowe potrzeby życiowe, dostawałem także na moje zachcianki. Często dysponowałem czymś więcej niż większość moich kolegów. Rzadko odmawiano mi tego co chciałem (być może też z powodu, że jestem jedynakiem), a jeśli już napotykałem opór, to potrafiłem „czarować” w odpowiedni sposób, że i tak wychodziło na moje. Jestem pewny, że rodzice chcieli dla mnie dobrze, ale swoim postępowaniem zrobili ze mnie „gamonia” (moje ego cierpi pisząc te słowa i jest mu wstyd), którym jestem do dzisiaj, choć w dużo mniejszym stopniu niż kiedyś. Nie zostałem nauczony zaradności, inwestowania, podejmowania decyzji, ryzykowania, komunikowania się, asertywności. Nie wiedziałem ile pracy należy włożyć, żeby zarobić pieniądze.
Jeśli skończyliście 20 lat, siedzicie na garnuszku rodziców, mieszkacie z nimi, nie macie pomysłu na siebie, nie bardzo garniecie się do czegokolwiek, bierzecie a nic nie dajecie, to powinna Wam się zapalić w głowie lampka ostrzegawcza. Im dłużej będziecie w tym trwać, tym trudniej Wam będzie odnaleźć się w dorosłym życiu i zająć się czymś zawodowo.
Gdy już pali się ta lampka, warto się nad sobą zastanowić. Każdy z nas lubi coś robić. Jedni preferują tworzenie stron internetowych, inni robotykę, ktoś lubi śpiewać, ktoś inny grać w piłkę, jeszcze inny zajmować się zwierzętami. To Wasze ulubione 'coś’ bardzo łatwo odszukać – wystarczy, że przeanalizujecie, czemu poświęcacie najwięcej czasu w swoim życiu. Nie mówię o rzeczach, do których jesteście „zmuszani” (szkoła, praca), a o tym, co robicie sami z siebie. Skoro zajmujecie się czymś najdłużej, tzn że to kochacie, lubicie, wynika to z Waszych zainteresowań czy pasji i tym powinniście się zająć.
Nie myślcie od razu o pieniądzach ponieważ wpadniecie w pułapkę, z której będzie bardzo ciężko wyjść. Na początku praktycznie nigdy ich nie ma, a narzekanie na ich niedostatek zabiera energię, zabija w człowieku kreatywność, chęć rozwoju, dążenie do bycia coraz lepszym. Zajmijcie się tym, co robicie najdłużej, doskonalcie się, zanurzcie się w to i brnijcie dalej. Zobaczycie, że z czasem zaczną pojawiać się w Waszej głowie pomysły jak na tym zarobić. Inna możliwość jest taka, że znajdą się osoby, które to docenią i same będą chciały Wam zapłacić. Na początku będzie to 50 zł, za jakiś czas 100, później 1000 itd. Nie ma limitu zarobków, są tylko ograniczenia w Waszej głowie.
Oczywiście jeśli nie macie zaspokojonych podstawowych potrzeb życiowych, to nie będziecie myśleć o tym co lubicie robić. Najważniejsze będzie jedzenie, picie, rachunki i ubrania. W takim przypadku czeka Was cięższa i dłuższa droga. Przede wszystkim musicie znaleźć sposób, aby zdobyć pieniądze i zapewnić rzeczy wymienione powyżej. Na pewno zabierze to Wam trochę energii, ale jeśli będziecie czegoś bardzo pragnąć, dacie radę.
Ja miałem w życiu to szczęście, że spotkałem na swojej drodze wspaniałą dziewczynę, która została moją żoną. Dzięki niej, po zupełnym „odcięciu” się od rodziców ( nastąpiło to gdy miałem, o zgrozo, lat dwadzieścia siedem), nie musiałem iść do „nielubianej” pracy, miałem zapewniony podstawowy byt i mogłem skoncentrować się na tym, co zajmowało zawsze najwięcej czasu w moim życiu. Mam tutaj na myśli piłkę nożną. Założyliśmy wspólnie ze znajomymi klub, zostałem wybrany na jego prezesa, zacząłem trenować chłopców, doskonalić się, szukać wiedzy, poznawać ludzi itd.
Nie myślałem o zarobkach. Chciałem po prostu stworzyć klub, z którego będę dumny, w którym dzieciaki będą chciały trenować, rodzice będą zadowoleni z ich wychowywania, a trenerzy z tego, że cały czas się rozwijają. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze aby to osiągnąć, choć jeszcze wiele pracy przed nami.
No właśnie, bardzo ważna sprawa. Nie ma drogi na skróty, są wzloty i upadki, jest ciężka, mozolna praca (pracuję nawet 12 godzin dziennie). Wiele razy będziecie się zastanawiać czy dobrze wybraliście (do tej pory mi się to zdarza). Wielokrotnie będziecie chcieli zrezygnować, gdy przez dłuższy czas nie zobaczycie wymarzonych rezultatów. Ale nie dajcie się zwieźć, nic nie przyniesie Wam takiej satysfakcji jak robienie zawodowo tego, co lubicie najbardziej.
Powoli buduję swoją stabilizację finansową. Stałem się niezależny i bardzo się z tego cieszę, choć nie było to celem samym w sobie. Najważniejszy jest fakt, że robię w życiu to co lubię i kocham, a nie to co muszę. Żyję jak chcę, a nie tak jak widzieliby to inni.
Przeczytałem kilka tego typu tekstów i nie bardzo brałem je sobie do serca. Teraz doszedłem do takiego etapu, że napisanie tego posta było mi potrzebne, aby dać coś Wam. Być może niektórym z Was otworzy on oczy, a inni i tak będą musieli przeżyć swoje, żeby dojść do opisanych przeze mnie lub też zupełnie innych wniosków.