Dawid i Goliat #1. Nabór i selekcja

pexels-photo-209640.jpeg

Dawid z Goliatem, odwieczna walka słabszego, sprytniejszego z wolniejszym, ale silniejszym przeciwnikiem, wywołująca zawsze wiele emocji. W serii tekstów w szranki staną doświadczenia dwóch osób pracujących w odmiennych organizacjach: Kamila Wojkowskiego, byłego trenera koordynatora U10 – U11 w Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa oraz Adama Blidzewskiego, trenera grup U9 i U11 oraz prezesa KS Królewscy Płock. Jak wypadnie porównanie podstawy piramidy szkolenia z jej czubkiem? Jakie są ich założenia? Na jakich polach mogą ze sobą rywalizować? Czy w ogóle powinny ze sobą współzawodniczyć, a może lepiej dla obydwu byłoby ze sobą współpracować? W dzisiejszym odcinku „Nabór i selekcja”.

Słowem wstępu…

Rozmawiając o naborze, doborze i selekcji zawodników w sporcie, przede wszystkim trzeba kierować się „zasadą rozwoju potencjału”. Łatwo jest powiedzieć, że ktoś się nie nadaję, ma dużo braków, a jego środowisko do rozwoju jest niesprzyjające. Każdy chciałby pracować z najlepszymi zawodnikami, najlepiej w Legii Warszawa lub Lechu Poznań (chociaż uwierzcie, tam też są problemy, tylko zupełnie innej natury). Moralnie jednak jesteśmy zobowiązani do rozwijania potencjału naszych podopiecznych, nieważne jak wysoki bądź niski on jest. Na końcu liczy się to, że sami przed sobą jesteśmy sami stwierdzić, że wycisnęliśmy z tych zawodnikom maksimum. Nie sztuką jest osiąganie wyników z dobrymi zawodnikami. Maestrią jest z graczami o niskich umiejętnościach, dojść do średniego poziomu, tych ze średnimi wznieść na dobry , a dobrym pomóc stać się wybitnymi.

Adam Blidzewski (KS Królewscy Płock): Jesteśmy klubem grassroots czyli takim, który ma być dla dzieci pierwszym, zorganizowanym etapem przygody z piłką nożną.  W porównaniu do profesjonalnych akademii, kierujemy się trochę innymi założeniami przy wyborze zawodników. Jest to spowodowane choćby poziomem wyjściowym dzieci jakie do nas trafiają, jak również samą ich ilością. Naszą pracę traktujemy jako misję, która ma zapalić ogień w sercach naszych podopiecznych i podniecać go tak, aby nie zgasł.

Mimo że na naszych naborach nie ma setek dzieci, drużyny „składamy” wolno i konsekwentnie. Bierze się to stąd, że jako trenerzy chcemy pracować w środowisku pozwalającym nam samym się rozwijać. Nie interesuje nas tylko i wyłącznie zabawa z dziećmi, ale proces treningowy, który przyniesie określone efekty na różnych płaszczyznach: mentalnej, motorycznej, technicznej, taktycznej czy wychowawczej. Dlatego najmłodszą drużyną w naszym klubie jest grupa U7 ze względu właśnie na to, że kandydaci na piłkarzy w tym wieku zapewniają już względną możliwość pracy szkoleniowej.

Kryteria według których dobieramy  zawodniczki i zawodników to m.in.: pasja i chęci do gry w piłkę nożną, predyspozycje ruchowe, umiejętności piłkarskie, funkcjonowanie w grupie, brak nadwagi. Można przyjąć, że kolejność, w której są wypisane powyższe elementy nie jest przypadkowa. Od pasji się wszystko zaczyna i nie ma możliwości stawiać dalszych, poważniejszych kroków, gdy jej nie ma. W Królewskich grają dzieci, dla których piłka nożna jest czymś więcej niż tylko odskocznią od siedzącego trybu życia. To element ich życia, na który poświęcają swój wolny czas. Z drugiej strony zawodnicy (i zawodniczki – o tym poniżej), których przyjmujemy, nie mają umiejętności, aby tworzyć środowisko do rozwoju na poziomie profesjonalnych akademii. Zanim wykrystalizuje się 12-16 graczy, bo tylu ma liczyć każda nowo tworzona grupa, przez treningi przewija się średnio około 40 dzieci. Po osiągnięciu ww. liczby nabór jest zamykany i nie dodajemy nowych osób do drużyny. Rzadko, jednak zdarzają się pojedyncze przypadki, gdy dzieci i rodzice dochodzą do wniosku, że futbol to jednak nie jest „to” i wtedy ogłaszamy nabory uzupełniające, aby wypełnić wolne miejsca. Sprawa trochę bardziej komplikuje się, gdy z wiekiem powiększamy drużyny (np. podczas przejścia z siódemek na dziewiątki), gdyż nie mamy tak jak profesjonalne akademie wielkiego wachlarza wyboru potencjalnych kandydatów. Mimo tego większe znaczenie mają tutaj zdolności techniczno – taktyczne, a przede wszystkim chęć pracy, upór i zaangażowanie, które pozwalają zawodnikowi w bardzo szybkim czasie nadrabiać zaległości związane z naszym stylem gry. Dołączając do grupy dziecko z dużymi brakami moglibyśmy wyrządzić mu dużą krzywdę. Z jednej strony nie jesteśmy w stanie poświęcić mu tyle uwagi na ile zasługuje, z drugiej cierpi grupa jako całość. Gdy nie jesteśmy w stanie znaleźć odpowiedniego kandydata, nie powiększamy drużyny na siłę.

Kryteria selekcyjne, które mogą (lecz nie muszą) spowodować usunięcie zawodnika z drużyny są tak naprawdę trzy: frekwencja (poniżej 80%), brak zainteresowania piłką nożną (a co za tym idzie niespędzanie czasu z futbolówką poza zajęciami i brak postępów) oraz rodzice nieumiejący przystosować się do reguł panujących w Królewskich. Przed taką decyzją musimy mieć jednak pewność, że zrobiliśmy wszystko, aby dziecko zostało z nami. Niezwykle rzadko zdarza się, że kończymy z kimś współpracę, a jeśli już tak się dzieje, to zawsze proponujemy alternatywne wyjścia w postaci innych klubów z okolicy. Bywały sytuacje, w których dziecko w danym momencie nie było jeszcze gotowe do wejścia w rytm treningowy i wracało do nas po jakimś czasie. Z uwagi na powyższe zawodniczki i zawodnicy (a także ich rodzice) mogą czuć się względnie bezpiecznie w naszym klubie, bez zbędnej presji nabywać kolejne umiejętności i zakończyć szkolenie w Królewskich w 13 roku życia (chłopcy). Obcując z zawodnikiem przez 5 – 6 lat mamy wystarczająco dużo czasu, aby dokładnie poznać lepsze i gorsze strony dziecka przez co posiadamy realny jego obraz, który możemy dokładnie przekazać np. przy przejściu do profesjonalnego zespołu czy akademii.  To wszystko wpływa także na atmosferę i relacje na linii klub – opiekunowie, które według mnie są dużo cieplejsze i bliższe niż w akademiach selekcyjnych. Trenerzy mają również łatwiejszą pracę ponieważ ilość „trudnych” rozmów jest dużo mniejsza.  To niewątpliwie wielkie zalety małych klubów. Jednak nie ma róży bez kolców. Komfort rozwijania się ma też swoją ciemną stronę.  Szczególnie jest to widoczne u tych dzieci, które wskutek wychowania, wykształconych cech charakteru i dobrobytu, mają braki motywacyjne, a także małą świadomość ogromnej konkurencji w świecie sportu. Nie czują potrzeby do „starania się”, a zmobilizowanie ich do pracy na wysokich obrotach bez presji chcących zająć ich miejsce, jest po prostu trudne.
Od dwóch lat grupy naborowe Królewskich są koedukacyjne. Związane jest to z tym, że w klubie funkcjonują już dwie drużyny damskie: młodziczki i seniorki (występujący w III Lidze Mazowieckiej Kobiet). Ze szkoleniem dziewcząt wiążemy spore nadzieje i chcemy się rozwijać w tym kierunku. Założenie jest takie, że najmłodsze piłkarki mają trenować z chłopcami do 10 – 11 roku życia, a później przechodzić do drużyny młodziczek i tam, w obecności tylko dziewcząt,  kontynuować szkolenie. Z racji tego, że futbol kobiet nie jest jeszcze zbyt mocno rozwinięty w Płocku, każda chcąca grać w piłkę dziewczynka jest dla nas na wagę złota i w większości przypadków zostaje przyjęta, a następnie dołączona, w zależności od umiejętności piłkarskich, do odpowiedniej dla niej grupy chłopców.

Kamil Wojkowski (były koordynator U10 – U11 w AP Legia Warszawa): Pierwsze na co zwracam uwagę u najmłodszych zawodników, to poziom ich aktywności ruchowej, chęć uczestniczenia w grze zarówno w ataku jak i w grze obronnej. Według mnie zamiłowanie do ruchu w każdej postaci, to podstawa do rozwijania w późniejszych latach specyficznych zachowań danej dyscypliny. Aktywność ta jest dość mocno powiązana z ogólną sprawnością zawodników. Chciałbym by graczy w tym wieku charakteryzował entuzjazm podczas gry, chciałbym widzieć dużo radości ze strzelonych bramek, nieustępliwość w zdobywaniu następnych oraz szacunek do swoich kolegów podczas meczu. Dopiero dalej zwracam uwagę na aspekty związane z rozumieniem gry, techniką użytkową zawodnika czy parametry fizyczne. Jeżeli chodzi o organizacje procesu treningowego, to osobiście uważam, że szkolenie na poziomie piłki 7-osobowej nie powinno odbywać się w profesjonalnych akademiach. Takie rozwiązanie wdrażaliśmy w Legii Warszawa, gdzie docelowo zawodnicy na poziom akademii będą trafiać począwszy od kategorii U12 (osobiście chciałbym, żeby była to piłka 11-osobowa, na poziomie U14). Powodów jest kilka:

  1. Problemem są same nabory, podczas których obraz zawodnika jest często zamazany. Lepszym rozwiązaniem jest inwestowanie i budowanie relacji z lokalnymi klubami. Akademia powinna ograniczyć się do monitorowania i zbierania informacji o zawodnikach, ich środowisku wychowawczym oraz analizować jego tendencje rozwojowe. Pomaga to w prawdziwej ocenie potencjału zawodnika. Patrząc na czystą statystykę zdecydowanie nieliczni przechodzą przez wszystkie stopnie procesu szkolenia, zwłaszcza, gdy zaczynają bardzo wcześnie.
  2. Przygoda zawodnika z piłką nie zaczyna się od wielkiej presji związanej z funkcjonowaniem w zawodowej akademii. Zawodnicy i ich rodzice często są przekonani, że jeżeli trafili do wiodącego klubu w wieku siedmiu lat, to bez problemu będą oni przechodzić kolejne stopnie drabinki szkoleniowej. Niestety, tak to nie działa. Nie ma miejsca na świecie, gdzie istnieje gwarancja stania się zawodowym sportowcem. Zwłaszcza, gdy mówimy o dziecku! Tak naprawdę prawdziwa motywacja do uprawiania futbolu u takich zawodników nie jest jeszcze znana, stąd może się okazać w wieku kilkunastu lat, że najważniejsze było dla niego grać po prostu w piłkę, a nie uprawiać zawodowo sport. Oczywiście mamy wpływ na rozwój inspiracji zawodnika, jednak na końcu to on podejmuje decyzję co chcę robić w życiu. Decyzja ta kształtuje się w nim na podstawie wszystkich dotychczasowych doświadczeń życiowych, które zaczyna zbierać już w brzuchu matki, stąd bardzo ważne jest poznanie jego środowiska wychowawczego.
  3. Chciałbym by gra w profesjonalnej akademii była dla zawodnika wyzwaniem. O ile, gdy mówimy o kilkuletnim dziecku, ciężko od niego wymagać, by już realnie stawiał przed sobą cele, to zdecydowanie jedenastolatek jest już w stanie to zrozumieć. Możliwość dołączenia do np. Legii Warszawa ma być dla zawodnika wyróżnieniem za zaangażowanie włożone w swoją grę w pierwszych latach szkolenia w swoim klubie. Co więcej Leo Messi sam stwierdził, że praca w pierwszej drużynie FC Barcelona jest nieporównywalnie większa od tej, jaką wykonał, aby się do niej dostać. Kandydaci na sportowców nieustannie muszą pozostać głodni kolejnych wyzwań. Bez tego świat sportu bardzo szybko i brutalnie nas zweryfikuje.

Mówiąc o szkolenie w ujęciu całościowym, selekcja jest naturalnym zjawiskiem i o ile sama w sobie nie jest problemem, to bywa bardzo mylnie odbierana przez rodziców jak i przez niektórych trenerów, na co dzień nie pracujących w klubie selekcyjnym. Podstawą jakiegokolwiek rozwoju jest środowisko, w którym funkcjonuje człowiek, a jednym z najważniejszych celów stawianych przed profesjonalnymi akademiami jest dbanie by poziom środowiska do rywalizacji był optymalny (mała różnica w umiejętnościach między „pierwszym”, a „ostatnim” zawodnikiem w drużynie; balans między wspieraniem, chwaleniem zawodników a wymaganiami; zarządzanie rywalizacją sportową, gdzie prawdopodobieństwo wystąpienia porażki będzie większe).

Odrzucenie zawodnika w procesie selekcji nie powinno być odbierane jako atak, tylko jako sygnał, że dane środowisko nie jest dla niego odpowiednie. Oczywiście bardzo ważne jest przygotowanie zawodnika na taką ewentualność, a bardzo dużą rolę pełni tutaj jego otoczenie rodzinne. Z moich doświadczeń wynika, że rodzic traktujący to jako zniewagę, a nie jako kolejne doświadczenie w życiu, robi jeszcze większą krzywdę swojemu dziecku. Niestety nadal opiekunowi nie są w stanie zaakceptować faktu, że porażka ich dziecka to największy bodziec rozwojowy (pod warunkiem, że pozwoli się ją po prostu przeżyć). Jednak zamiast wsparcia, w większości przypadków rodzic decyduje się na wskazanie dziecku przyczyn niepowodzenia jako rzekomą niekompetencję trenerów czy zły los, oskarżając wszystkich dookoła i pozornie ściągając odpowiedzialność z barków zawodnika. W perspektywie czasu takie właśnie doświadczenia wykształcą w młodym człowieku poczucie bierności, ograniczą jego inicjatywę, wiarę we własne możliwości, a w czynnikach zewnętrznych będzie upatrywał przyczyn wydarzeń jakie go spotykają.

„Nie myli się tylko ten, co nic nie robi” – nie uratujemy wszystkich zawodników, pewnie zdarzy się tak, że źle ocenimy potencjał niektórych. Niestety to jest ciężar jaki trzeba znieść pracując w klubie, który przeprowadza selekcje – większą bądź mniejszą. Należy jednak pamiętać o tym, że nie możemy rezygnować z gracza z dnia na dzień, a decyzja o zakończeniu współpracy powinna być poprzedzona wcześniejszą informacją (w przypadku Legii – półroczne wyprzedzenie). W tym czasie trenerzy i zawodnik muszą zrobić wszystko, aby pomóc piłkarzowi spełnić określone wymagania. W przypadku gdy jednak ta sztuka się nie uda, przygotowujemy zawodnika i rodziców na „niekorzystną” dla nich ewentualność.

Sam oceniając doświadczenia jakie miałem w Legii, w niektórych sytuacjach zachowałbym się inaczej. Czasami będzie tak, że co byśmy nie zrobili, nie będziemy w stanie naprawić relacji na linii ja – zawodnik lub ja –  rodzic. Najważniejsze jednak jest to, o czym wspomniano we wstępie: musimy przed samym sobą być uczciwy, że zrobiliśmy wszystko dla każdego z naszych podopiecznych, by wykorzystać maksymalnie jego potencjał i dać mu możliwość rozwijania jego umiejętności w najlepszym środowisku jakie w tym momencie dla niego istnieje.

Już wkrótce, w DiG#2 przeczytacie o „Celach szkolenia”. Zapraszamy!

Więcej tekstów Kamila Wojkowskiego znajdziecie na jego blogu GRA Analiza GRA

Get Free Email Updates!

Zapisz się teraz i otrzymuj wiadomość mailową, gdy dodam nowy artykuł!

I will never give away, trade or sell your email address. You can unsubscribe at any time.

Podziel się z innymi

1 myśl w temacie “Dawid i Goliat #1. Nabór i selekcja

  1. Pingback: 11 rzeczy, których nauczył mnie zawód trenera | Trenera okiem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *